Również polecam. Pan Wojciech ma bardzo lekkie pióro i ciekawe spostrzeżenia na temat ruchu harcerskiego. Chociaż książka jest pokaźnych rozmiarów, można żałować że jednak nie jest grubsza. Poza treścią są świetne ilustracje, zabawne i z przymrużeniem oka. Przeczytałem książkę z dużą satysfakcją.
Książka dokumentuje moją wieloletnią współpracę z prasą harcerską oraz pracę dziennikarską w redakcjach „Motywów", „Drużyny" i „Harcerza Rzeczpospolitej" - już na okładce informuje nas autor, a zarazem wydawca książki, Wojciech Sliwerski. „Ta książka jest inna, pokazuje harcerstwo przez pryzmat losów indywidualnych bohaterów reportaży, felietonów czy obserwacji dziennikarskiej. Ich treścią najczęściej są patologie harcerskiej służby i życia organizacji", czytamy dalej notkę, którą w tym miejscu kończy wymowny wielokropek. Bo jest to faktycznie zupełnie inna pozycja o harcerstwie, chociaż gdyby przyszło mi stanąć przed półką ze współczesną literaturą na temat tego niezwykle prężnie działającego niegdyś ruchu, ta skończyłaby się najpewniej na góra kilkunastu pozycjach. Kto zatem wie, czyż nie jest to jedna z obszerniejszych publikacji na temat harcerstwa w Polsce w ogóle. Niezwykle przy tym wnikliwa, napisana nie tylko „fachowo" (Wojciech Sliwerski był w końcu istotną częścią tego zjawiska), ale i - nie zawaham się użyć tego słowa -emocjonalnie.
Od emocji niektóre z pomieszczonych tekstów aż kipią. Wtedy gdy autor, występując czasem pod pseudonimem, ostro piętnuje ambicjonalne gierki i intrygi („Nie rozumiem, dlaczego człowiekowi, który całą energię, czas, umiejętności i duszę przelewa w pracę społeczną, rzuca się kłody pod nogi"), potępia karierowiczostwo („W sposób odgórny i niepodlegający dyskusji zostałam mianowana przez Zdziśka szefem referatu młodszoharcerskiego i przewodniczącą kręgu drużynowych", przy czym „zajmując już odpowiednią pozycję, trzeba było pozyskać ludzi i zdobyć ich zaufanie, aby w razie jakichś kłopotów nie łączyli ich z moją osobą"), wytyka środowiskowy egoizm („Mirek już na pierwszej zbiórce zapowiedział, że będzie wykładał żeglarstwo i nic poza tym - »żadne harcerstwo 'zielonych’« - go nie interesuje").
Wyczuwalnej w tekstach Wojciecha Śliwerskiego egzaltacji towarzyszy niekiedy idealizowanie przedstawianych bohaterów - „dobrych", którym przeciwstawiani są jednoznacznie „źli". Widziany oczami naocznego świadka wydarzeń świat harcerstwa PRL jest więc może nazbyt bialo-czerwony, co może stanowić jedyny uszczerbek dla autentycznie pasjonującej publikacji.
Dla dokumentalistów i historyków harcerstwa, przede wszystkim zaś jego bohaterów - którym autor dedykuje swą pracę - będzie ona bezcennym świadectwem ich czasów.
Kuba Frołow
Magazyn Literacki Książki, Nr 8/2011