W starożytności świat bogów i śmiertelników przenikał się wzajemnie. Wszelkie działania ludzi były skierowane na jeden cel – zadowolenie swoich bogów. Modlono się do nich, budowano świątynie, składano dary i oddawano swoje córki w ofierze. Prostytucji w starożytności patronowała Afrodyta – bogini miłości. W jej świątyniach młode kapłanki oddawały się darczyńcą w zamian za dary dla swojej bogini. Herodot pisał:

Każda niewiasta w tym kraju musi raz w życiu usiąść w świątyni Mylitty i oddać się jakiemuś cudzoziemcowi [...] jeżeli niewiasta raz tam usiądzie, nie może wrócić do domu, aż jakiś cudzoziemiec nie rzuci jej na łono srebrną monetę i poza świątynią cieleśnie się z nią nie połączy. Po oddaniu się i spełnieniu świeckiego obowiązku wobec Bogini, wraca do domu i od tej chwili, choćby nie wiem, ile jej dawał, nie posiądzie jej żaden mężczyzna[1].

Kobiety, które chciały uprawiać prostytucję poza świątynią, były karane bardzo surowo, nawet śmiercią. Nie wolno im było także zakładać rodzin.

Tradycja oddawania się w świątyniach dotyczyła nawet dziesięcioletnich dziewczynek[2]. W Indiach w XVI wieku dokonywano na dzieciach religijnej defloracji za pomocą fallusa bóstwa[3]. W Grecji istniały szkoły dla kobiet, które chciałyby uprawiać prostytucję. Kobiety były rekrutowane przez Salomona głównie spośród niewolnic i utrzymywane przez rząd. Każdy taki zakład prowadzony był przez gospodynię, posiadał koncesję oraz odprowadzał podatki. Dziewczyny nie miały możliwości wyboru mężczyzny i musiały się oddawać każdemu, kto miał pieniądze.

Kobiety pracujące w tym zawodzie nie mogły swobodnie chodzić po mieście. Musiały nosić odpowiednie stroje, aby odróżniać się od reszty „porządnych kobiet”. Elementami takiego stroju były: blond peruka, czerwone buciki i czepek. Dziewczęta, aby zwabić klientów, w podeszwach ryły napis: „chodź za mną”, który podczas spacerów odbijał się na piasku.

W starożytności bardzo popularne były tzw. hetery. Kobiety te wyróżniały się nieprzeciętną urodą, inteligencją i manierami. Uczyły się sztuki miłosnej w specjalnie przygotowanych szkołach. Program takiej szkoły przewidywał m.in. naukę tańca, śpiewu, wiedzę na temat afrodyzjaków, pozycje miłosne, sztukę recytowania i układania, poezję[4].

W tym okresie prostytucja była ściśle kontrolowana przez państwo. Wyznaczano m.in. miejsca, gdzie ma się odbywać ten proceder, ale również dbano o spokój i pilnowano, aby podatki były odprowadzane. Unikanie ich płacenia było karane m.in. wypędzeniem z miasta.

Epoka ta wykształciła kilka kategorii prostytutek[5], m.in.:

fornices (mróweczki), które zaspokajały klientów na widoku, w cieniu posągów, ogrodów;

dorides oferujące swoje wdzięki, stojąc nago w drzwiach;

lupae (wilczyce) wabiące mężczyzn wilczym wyciem w ciemności;

ciastkareczki łączące zaspokajanie potrzeb ze sprzedażą ciastek w kształcie narządów;

uariae mieszkające na cmentarzach i łączące prostytucję z fachem pogrzebowej płaczki;

scortaerraticae gotowe oddać się każdemu przechodniowi;

bilitidae, które swoją nazwę wzięły od taniego wina, ponieważ łączyły grzech pijaństwa z nieczystością;

copae – kelnerki dorabiające jako prostytutki;

gallinae (kury) łączyły swój zawód z rabunkami;

forariae – wieśniaczki, które zarabiały na obrzeżach Rzymu;

diabolares, które brały tylko dwa obole za usługę;

quadrantariae – ich usługi były nawet niewymierne w walucie;

markietanki, które świadczyły usługi wojsku, jak również były sanitariuszkami, kucharkami, sprzątaczkami i wykonywały inne prace domowe.

Przemiany religijne w starożytności spowodowały, że zaczęto potępiać zarówno prostytucję, jak i same kobiety:

[...] każda kobieta powinna być przepełniona wstydem na samą myśl, że jest kobietą [...], pośród dzikich bestii nie znajdzie się żadna tak szkodliwa, jak kobieta[6].

 



[1]    M. Karpiński, Najstarszy zawód świata, Londyn 1997, s. 17.

[2]    K. Imieliński, Manowce seksu. Prostytucja, Łódź 1990, s. 30.

[3]    M. Karpiński, Najstarszy zawód świata, dz. cyt., s. 17.

[4]    M. Karpiński, Najstarszy zawód świata, dz. cyt., s. 45.

[5]    Tamże, s. 54.

[6]    Tamże, s. 63, 75.