Dwa uśmiechy

 

Kiedy spotykają się przyjaciele, uśmiechają się do siebie. Pozdrawiają się serdecznie i cieszą się, że znów się zobaczyli. Zdania te opisują zwykłe zdarzenie w prosty i zrozumiały sposób. Nie brzmią one jednak „naukowo”. Ciepła pozdrowienia nie można zmierzyć termometrem, zaś towarzysząca spotkaniu „radość” nie jest wielkością obserwowalną. Jak zatem można opisać przyjaźń naukowo?

Taki opis mógłby się zaczynać od spostrzeżenia, że uśmiech jest rozszerzeniem otworu ustnego wywołanym skurczem mięśni policzkowych. „Naukowy” opis takiego spotkania przyjaciół mogłyby następnie wziąć pod uwagę zmiany fizjologiczne w ciele, zwłaszcza wpływ takiego spotkania na mózg, aczkolwiek prawdopodobnie byłoby to zbyt skomplikowane, aby oczekiwać jakichkolwiek użytecznych wyników. W najlepszym wypadku badania te mogłyby się koncentrować na etologicznych funkcjach uśmiechów i ich możliwym związku ze schematami zachowań łagodzących napięcie, stwierdzonych w sytuacjach potencjalnie agresywnego zachowania się innych wyższych kręgowców. Moglibyśmy się także podjąć analizy wpływu rozmaitych procedur zwiększających częstość i natężenie rozszerzania się otworu ustnego u różnych podmiotów ludzkich.

Fakt, że możemy opisać uśmiech jako uśmiech albo jako rozszerzenie się otworu ustnego, wskazuje zarówno na powód napisania tej książki, jak i na dwa ważne, powiązane ze sobą zagadnienia, które proponujemy zbadać. Najpierw zastanowimy się, co to oznacza, że nasza – tak niezwykła i wspaniała – kultura naukowa potrafi mówić o istotach ludzkich jedynie w sposób odczłowieczony? Większość naszych zwykłych sposobów mówienia o ludzkim życiu jest mniej lub bardziej zrozumiała, lecz całkowicie nienaukowa. Próba uczynienia ich naukowymi daje wyniki, które opisaliśmy w poprzednim akapicie i które większość rozsądnych ludzi uzna za dziwaczne, jeśli nie absurdalne. Widocznie, aby mówić „naukowo”, musimy albo przestać rozmawiać o ludzkim życiu, albo uczynić je zasadniczo nrozpoznawalnym.

Drugie zagadnienie wynika z pierwszego: czy możemy jakoś zaradzić tej sytuacji? Czy z naszej dychotomicznej kultury mamy wyciągnąć wniosek, że powinniśmy nasze umysły i język poddać takiej dyscyplinie, by nie tylko opisywać uśmiech jako rozszerzenie otworu ustnego, lecz także widzieć go takim? Czy musimy akceptować tę rozdwojoną kulturę, której jedna połowa mówi nonsensy do drugiej?

W niniejszej książce zamierzamy zbadać samą naukę i, śledząc początki owego dziwnego rozdwojenia, pokazać, w jaki sposób można je przezwyciężyć.

Nie jesteśmy, naturalnie, pierwszymi, którzy stawiają takie pytania albo próbują na nie w jakiś sposób odpowiedzieć. Ale mało kto rozważał podjęte tu kwestie w kontekście „ludzkich zdolności”. A to jest naszym punktem wyjścia, gdyż nauka powstaje dzięki korzystaniu z pewnych ludzkich zdolności, wyszkolonych po to, by się nią w praktyce zajmować. Ponieważ, jak wiemy, nauka liczy sobie zaledwie kilkaset lat, przeto w czasach przednaukowych ludzie musieli albo korzystać z innych zdolności, albo używać tych samych co dziś, ale w inny sposób. Przypatrzymy się zatem powstawaniu tego, co nazywamy „nauką współczesną”, jej przejściu przez kilka rewolucji, jej obecnemu stanowi i możliwej przyszłości. Uczynimy to, mając ciągle na względzie fakt, że mówimy o sposobie wyrażania się ludzkich zdolności – zwłaszcza myślenia i wyobraźni – które są złożone i tajemnicze. Będziemy świadomi tego, że każdy opis nauki, jej historii czy obecnego charakteru opiera się na pewnych milczących założeniach dotyczących natury poznania. Założenia takie, aczkolwiek mogą być oparte na pojęciach, które same w sobie są jasne, rzadko opisuje się w sposób sprecyzowany. Niemniej nie możemy się orientować w tym, co jest poznawane, jeśli zignorujemy tego, kto poznaje.

W drugim rozdziale zbadamy podstawę „materializmu” dominującego zarówno w zwykle praktykowanym współczesnym myśleniu naukowym, jak i, co jest być może ważniejsze, w większości naszych typowych sposobów wyobrażania sobie świata. Następnie w trzecim rozdziale zbadamy, jak rozwijały się idee nauk fizycznych, i spróbujemy przyjrzeć się ewolucji zmieniającego się do nich stosunku.

W rozdziałach końcowych naszkicujemy pewien możliwy sposób uprawiania nauki, który nie pomija ani natury poznania, ani używania ludzkich zdolności, lecz je w sposób istotny w siebie włącza.