Nie wiem, czy zauważyliście kiedyś, że każde miejsce – najbardziej nawet niepozorne, ma jakąś historię, a każda taka historia jakiś początek A wszystko to razem oznacza, że koniecznie trzeba odnaleźć miejsce, w którym mogłaby się rozpocząć Nasza Historia. W przeciwnym razie, całe to opowiadanie na nic nikomu się nie przyda; sami więc rozumiecie, jakie to ważne.

No dobrze, skoro już o tym wiecie, to idźcie teraz w jakieś cichy, ustronny kącik, usiądźcie sobie jak gdyby nigdy nic na pierwszej napotkanej ławce, zamknijcie oczy i.... poczekajcie.

Po jakimś czasie odgłosy miasta umilkną i znikną przegnane powiewem ciepłego, wiosennego wiatru, a do waszych uszu zacznie dobiegać cichy szelest liści na drzewach, zmieszany z beztroskim piskiem goniących się po trawniku wiewiórek i radosnymi trelami ptaków przysiadających na gałęziach.

A kiedy wciągniecie głęboko powietrze, poczujecie obiecujący aromat świeżo upieczonego chleba, który jakimś tajemniczym sposobem sprawi, że natychmiast przełkniecie ślinę; rześką, przywodzącą na myśl nadchodzące wakacje, woń skoszonej niedawno trawy, i mocny, odurzający powiew rozkwitającego właśnie bzu ...

A kiedy otworzycie w końcu oczy, zobaczycie, że na ścieżce przed wami siedzi sobie...kot. Tak, kochani, k o t . Duży, czarny, z delikatnymi pręgami na grzbiecie, z zielonkawymi, skośnymi ślepkami pobłyskującymi od czasu do czasu tajemniczym złotym światełkiem; z długimi, srebrnymi wąsami, i z kosmatym ogonkiem, zawiniętym wdzięcznie wokół łapek . Siedzi i bardzo uważnie wam się przygląda ...

W pewnym momencie, wasz tajemniczy gość wstanie i przeciągnie się lekko, wyginając przy tym grzbiecik i prostując kolejno wszystkie cztery łapki; po czym niespiesznym

krokiem i kołysząc się z lekka na boki  – oddali się kawałeczek, aby po chwili odwrócić się na moment w waszą stronę...

Mrrr...powie wreszcie cichutko i kiwnie lekko, jakby od niechcenia łebkiem, zachęcając was do pójścia za nim. I dobrze wam radzę – idźcie, bo żaden szanujący się kot n i g d y nie ponawia zaproszenia.

A tylko t e n kot może wskazać wam drogę do miejsca, w którym właśnie zaczyna się Nasza Historia...

 

 

……………………….

 

FRAGMENTY:

 

„(…)Kubuś  omal nie krzyknął na głos z wrażenia, w ostatniej chwili zasłonił sobie usta ręką. Szeroko otwartymi ze zdumienia oczami patrzył na portret, na którym  dystyngowany starszy pan siedział na swoim fotelu i ze spokojem popijał kawę z ciemnozielonej filiżanki!

A to ci dopiero, Kubuś w osłupieniu przyglądał się ulatującym z obrazu obłokom pary i zastanawiał się gorączkowo, czy aby mu się to wszystko nie śni. Nie widział już portretu,  za to przed oczyma ukazało mu się wspomnienie  pewnej nocy, kiedy to odkrył, że oba portrety są puste. (…)”

 

„(…)- Powinieneś spróbować !- powiedział  staruszek, a małe dzwoneczki przy jego czapce rozbłysły nagle wesoło – No, spróbuj!

Kubuś spojrzał na niego niepewnie, po czym zerknął z ukosa na Matyldę, a gdy ta skinęła lekko głową, ostrożnie dotknął  wymalowaną na etykietce truskawkę. Ku jego wielkiemu zdumieniu, płaski rysunek zmienił nagle kształt i  na dziecięcej dłoni pojawił się prawdziwy owoc, zabarwiając palce chłopca czerwonawym sokiem!(…)”

 

„(…)Na miejscu, gdzie stał wcześniej bocian, podskakiwał sobie w najlepsze jakiś dziwaczny człowieczek, tak malutki, że z trudnością sięgnąłby chłopcu do kolan! Coś takiego…   Kubuś otworzył usta i ze zdumieniem spoglądał na jego długą, siwą brodę i zabawną spiczastą czapeczkę, kiedy człowieczek  odwrócił się nagle w jego stronę i spod nastroszonych brwi błysnęły wesołe niebieskie oczka.

-No, długo będziesz tak stał? –spytał kpiąco i podparł się pod boki, przyglądając się chłopcu uważnie – może byś się tak przedstawił, co? Bo ja, jak widać – tu mały człowieczek wypiął dumnie do przodu swój okrągły niczym piłka brzuszek  – jestem Krasnal i zamierzam spędzić tu trochę czasu…(…)”   

„(…)  I kiedy tak patrzył prosto w te zadziwiające ślepka, ujrzał w nich nagle różne dziwne rzeczy…

         Widział dziadka pochylającego się wieczorem nad łóżeczkami dzieci i otulającego je ciepłymi kołderkami. Czuł delikatny dotyk dziadkowej ręki na swoim czole, słyszał jego spokojny, cichy głos, kiedy dziadek długo i cierpliwie tłumaczył mu, że musi być bardzo dzielny - dla mamusi i dla siostry…I, że on, dziadek, a także ciotka Matylda i Krzyś zrobią wszystko, żeby stworzyć im dom…

         Kubuś uśmiechnął się leciutko, bo w skośnych ślepkach zobaczył  teraz nowy obraz: Krzyś stojący pośród gromady zwierzątek w Stumilowym  Lesie i szepczący dzieciom, jaką może mieć siłę ich własna wyobraźnia…A potem nagle oczom chłopca ukazała się pani Stokrotka, przygarniająca dzieci do siebie opiekuńczym gestem, i pani Bułeczka machająca od drzwi piekarni i krzycząca radośnie, że oto sprzedała już  prawie wszystkie bułeczki, ale jedna jedyna została dla jej małego ulubieńca…

         Słyszał też dzwonek roweru listonosza i widział jego rękę, machającą wesoło do chłopca przy oknie. Gdzieś w oddali uśmiechał się tajemniczy pan w zielonej bluzie z kapturem i na swojej błyszczącej perkusji wygrywał dobrze chłopcu znany rytm jego własnego serca… A  w następnej chwili słyszał już radosne trele ptaków przysiadających na gałęziach drzew i czuł na twarzy  leciuteńki niczym tchnienie wiatru, pocałunek słonecznego promienia…Na samym zaś końcu pojawił się… Tatuś i z ciepłym, pogodnym uśmiechem wyciągał do niego obie ręce. Zawsze będę przy tobie, zdawały się mówić roześmiane oczy mężczyzny, a chłopczykuśmiechał się przez łzy.

         Tak, trzeba przyznać, że piękne rzeczy widział w zielonych, kocich oczach!