Łąki pod Starym Lasem były już pokryte kolorowym kwieciem, a w trawach dało się słyszeć szepty, śmiechy i wesołe nawoływania. W Królestwie Kwiatowych Elfów szykowano się do świętojańskiej, nocnej zabawy.

Magiczna noc, przez Ludzi zwana Wigilią Świętego Jana, była najważniejszym świętem Kwiatowych Elfów. Tańce i śpiewy trwały wtedy aż do świtu, a stoły uginały się pod kwiatowymi przysmakami. Mali mieszkańcy elfickiej krainy mieli tylko kilka miesięcy na cieszenie się słońcem. Gdy nadchodziła jesień, a kwiaty zaczęły przekwitać, Elfy musiały odejść razem z nimi, gdyż zimne miesiące były dla nich zbyt srogie. Zapadały wtedy w długi sen, aby obudzić się znów z pierwszymi, ciepłymi promieniami słońca.

Książę Filip był jedynym, który nie mógł sobie znaleźć miejsca w trakcie przygotowań. Przysiadł więc nad strumykiem i rozmyślał o swoich wyprawach na skraj łąki, gdzie rozciągała się niewidzialna granica między krainą Elfów a światem Ludzi. Nagle z wody wyskoczył pan Ropuch.

– Co robi książę nad strumykiem, kiedy w pałacu tyle krzątaniny?

– Ach! – oburzył się Elf – Ciągle coś tam sprzątają i gotują, śpiewają i przystrajają... To nie dla mnie!

– Och? – zaciekawił się pan Ropuch – A cóż ma młody Elf innego do roboty?

– Co?! Jak to co! Tyle jest rzeczy do odkrycia, tyle miejsc do zobaczenia! A wszystko to na wyciągnięcie elfickiego skrzydła! Życie Elfa jest takie proste i nudne! A tam, za łąką rozciąga się nieznana kraina... Przygoda!