Moje pierwsze spotkanie z pedagogiką antropozoficzną nie było najlepsze. Na pierwszym wykładzie z tego przedmiotu prowadzący wybrał dwie mocno wydekoltowane dziewoje i trzymając dłonie kilka centymetrów od ciała tłumaczył wszystkim istnienie aury. Tak mnie to zniesmaczyło, że na żaden więcej wykład nie poszłam. Teraz trochę żałuję, bo może podczas późniejszych spotkań była mowa o pedagogice waldorfskiej?

Na szczęście niewiedzę mogę nadrobić dzięki publikacjom Impulsu. Książka, przeczytana przeze mnie wczoraj, ukazuje praktyczną stronę bycia nauczycielem w szkole waldorfskiej i przez to wydaje mi się być bardzo ciekawą.

Jeden nauczyciel uczy 8 lat tę samą klasę. Raz na tydzień są zebrania - konferencje, na których nauczyciele omawiają swoich uczniów z innymi nauczycielami. W pierwszym roku nauki dzieci uczą się pisać litery drukowane/wielkie, w drugim małe. Lekcje odbywają się wedle klucza: część rytmiczna, powtórzeniowa, główna, pisemna, opowieściowa. Wychowawca opowiada w swojej klasie baśnie (jeśli to klasa I), legendy, bajki (klasa II), starogreckie sagi o bogach i herosach (klasa V), itp.

Wiele elementów pedagogiki waldorfskiej jestem gotowa zaczerpnąć. Doczytam sobie jeszcze o nich, dokształcę się, spróbuję dopasować to, co mnie zainteresowało do specyfiki mojej pracy. I tylko zastanawiam się, jak to wszystko funkcjonuje w polskiej rzeczywistości (bo są w Polsce szkoły tego typu), gdzie ministerstwo wyznacza podstawę programową, gdzie nauczyciele są skrupulatnie rozliczani z każdej minuty i gdzie trzeba stawiać oceny.

Bardzo podoba mi się sposób w jaki traktuję się w pedagogice waldorfskiej nauczyciela, jak postrzega się jego kontakt z uczniami. Dużo się od pedagoga wymaga, a jednak podkreśla się, że i on ma się podczas procesu nauczania uczyć, że on ma być pośrednikiem w zdobywaniu wiedzy, a nie jej autorytatywnym głosicielem. 

Czuję się zaintrygowana pedagogiką wywodzącą się od Rudofla Steinera. Gdyby, gdzieś nieopodal mnie była taka szkoła, z chęcią obejrzałabym prowadzone w niej zajęcia.

P.S. Nazwa "waldorfska" pochodzi od pierwszej szkoły dla dzieci robotników, założonej przez Rudolfa Steinera w 1919 r. przy fabryce cygar "Waldorf-Astoria" w Stuttgarcie, na zaproszenie jej właściciela Emila Molta.

 

Recenzja: http://prowincjonalnenauczycielstwo.blogspot.com

 

Szkota waldorfska ma już ponad 80 lat. Mimo dojrzałego wieku, to prężna i młoda placówka. Jak ona to robi? Wypracowała własne formy pracy z dziećmi i młodzieżą. Co wyróżnia tę szkołę spo­śród innych? Przez osiem lat jest jeden nauczyciel wychowawca jednej klasy. Ta książka to pamięnik z wielu lat pracy pedagogicznej Helmuta Ellera, przewodnik nauczyciela wychowawcy. Autor odpowiada na wszystkie najważniejsze pytania -w jaki sposób nauczyciel radzi sobie ze wszystki­mi zadaniami? Czy jest przeciążony? Czy uczeń stanie się samodzielny budując przez lata tak silną relację z wychowawcą? Rok po roku, klasa po klasie, oprowadza czytelnika po szkole waldorfskiej. Jak zorganizo­wane są zajęcia, jaki jest materiał, czego uczą się dzieci na poszczegónych etapach nauki? Jak zaangażować rodziców w życie klasy?

W Polsce działają szkoły waldorfskie (są także przedszkola). Ta książka jest więc cennym źródłem wiedzy dla rodziców, którzy zapisali dziecko do takiej szkoły lub zamierzają to zrobić. (hab)

Magazyn Literacki "Książki", nr 9/2009
Joanna Habiera