Ania i jej przyjaciele (wersja papierowa)Powieści z życia skautów |
Cena: 28.00
zł
|
|
Zofia Maria z Sikorskich Bogusławska ISBN serii: 978-83-7850-615-7, Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 2019, Reprint wydania z 1931 roku, Format A6, Objętość 140 stron, Oprawa twarda, szyta ISBN: 978-83-8095-707-7 |
||
Kategoria:
Harcerstwo - Przywrócić Pamięć
|
||
Seria wydawnicza „Przywrócić Pamięć” ma przybliżyć współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1946.
Te rączki delikatne, podające mu na palcu mleko, były jedyną jego opieką i obroną w okropne, ogarnięte ciemnością pierwsze dni życia. Te opalone rączki, poruszające się nad nim, były pierwszym przedmiotem, który ujrzał na ziemi, gdy blask światła uderzył w jego oczy. Tak, Tedi miał za co kochać swą panienkę. Ale też o niewdzięczność nikt nie mógłby go oskarżyć. Po prostu on i panienka nie rozstawali się nigdy. Tedi zawsze dotrzymywał jej kroku, chociaż niekiedy miewała dziwne pomysły. W upalne dni letnie, kiedy tak słodko jest leżeć wśród miękkiej trawy w głębokim cieniu, Ania lubiła wędrować piaszczystą drogą wśród pachnących chlebem łanów żyta. Z nieba żywy żar leciał, piasek parzył łapki Tediego, wywieszony język łaknął chociaż kropli wody, a Tedi zziajany brnął za swą panienką. Jeszcze mu coś prawiła bez litości. — Wstydź się, Tediku! Jaki to z ciebie niedołęga. Przecież jesteśmy na pustyni. Chociaż Tedi miał dużo cierpliwości, jednak zżymał się w duchu na tę Anię nieznośną. Ale tylko sobie przyznawał to prawo. Natomiast słuchać nie mógł, kiedy inni ganili dziewczynkę. A zdarzało się to często. Ania rosła, jak to mówią, samopas. Ojciec, chociaż kochał śliczną jedynaczkę, nie mógł wglądać w szczegóły jej wychowania, pochłonięty niezwykle rozległą praktyką lekarską. Widywał ją tylko przy obiedzie i wówczas cieszył się widokiem jej wesołej twarzyczki, powierzając trud prowadzenia dziewczynki doświadczonym rękom domowej nauczycielki. Ale cokolwiek słaba i zbyt dobra opiekunka nie mogła utrzymać na wodzy nieokiełznanej dziewczynki. Toteż Ania większą część dnia spędzała poza domem, bobrując po zaroślach, wspinając się na drzewa lub budując szałasy. Niekiedy z książką w ręku zaszywała się w kryjówki nieznane nikomu i z płonącą twarzyczką przeżywała dzieje urojonych bohaterów jakby swoje własne. Kiedy indziej to, co czytała, starała się wcielić w rzeczywistość i wówczas Tedi musiał prażyć się z nią na zalanej słońcem drodze, imitującej w danym razie Saharę. Ale nad wszystko ulubionym jej marzeniem była wojna. Toteż najczęściej można ją było widzieć zajętą majstrowaniem łuków, struganiem szabel lub harcującą na oklep na spokojnym gniadoszu ojcowskim. Te wszystkie upodobania, niezwykłe w dziewczynce, wywoływały w miasteczku niepochlebne sądy. — Czysty łobuziak, moja pani — gwarzyły kumoszki. — Czy to podobne do panienki? Tediego oburzało to do głębi. Oszczekiwał przeraźliwym swym głosem plotkujące kobiety, aby dać folgę gniewowi, po czym oddalał się zadowolony ze spełnienia obowiązku. Czym właściwie różniła się od innych dziewczynek, Ania nie wiedziała, po prostu dlatego, że była zupełnie pozbawiona towarzystwa. Bawiła się tylko z Tedim i z Jurkiem. Był to dwunastoletni chłopiec, który parę razy w tygodniu przyjeżdżał na starym poczciwym koniu, Tomku. Tedi przyjaźnił się z Tomkiem, bo to było łagodne stworzenie, ale Jurka nie obdarzał sympatią. Po prostu był zazdrosny. Zarozumiale sądził, że jego towarzystwo powinno wystarczyć Ani. Oburzała go przyjaźń okazywana przez dziewczynkę Jurkowi. Z zadowoleniem witał każdą kłótnię między dziećmi, stając oczywiście od razu po stronie Ani. Kłótnie zdarzały się często, ponieważ każde z nich miało własne urobione zdanie. Po cóż więc było sprowadzać takiego chłopca, z którym nie można rozmawiać przez czas dłuższy, aby się nie pokłócić — zastanawiał się często Tedi. On sam miał spokojne, miłe, zgodne usposobienie i nigdy nie zaprzeczał, gdy na przykład Ania z ogniem dowodziła, że wszyscy bohaterowie, jacy kiedykolwiek żyli, niewarci stanąć obok księcia Józefa i księcia Jeremiego. Były to bowiem dwa największe ukochania dziewczynki. Tymczasem Jurek bynajmniej nie celował podobnymi zaletami. Pewnego razu mruknął coś tam po swojemu przeciw chwale „Jaremy” i dodał stanowczo, że tak jest na pewno, bowiem słyszał to od ojca. W tejże chwili Tedi ujrzał zaczerwienioną z gniewu twarz Ani i jej zaciśnięte piąstki. I jemu w żyłach zagrała chęć walki. Zerwał się z dzikim błyskiem w oczach, aby rzucić się na wroga, gdy nagle zawarczał daleki grzmot i gęste krople poczęły spływać na ziemię. Wróg, Ania, Tedi i Tomek w zgodnym popłochu poczęli zmykać w stronę miasteczka.
Polecamy również z tej kategorii: Nasi klienci, którzy kupili tę książkę, zamówili również:
Wstecz
|