Seria wydawnicza „Przywrócić Pamięć” ma przybliżyć współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1946.
Reprint z 1921 r. "Skauci. Powieść dla młodzieży".
CZĘŚĆ PIERWSZA.
I.
W Worochcie, w domku nad samym Prutem, panował zgiełk nieopisany. Państwo Nartowscy ze Stanisławowa wraz z czworgiem dzieci zjechali tu na lato.
Przez ganeczek od frontu, przez sionkę od podwórza, czterech Hucułów wnosiło kufry, tłomoki, kosze. Dwie służące, według wskazań pani Nartowskiej, wyłuskiwały ich różnorodną zawartość, zaściełając nią łóżka, wypełniając szafy, komody i kuchenne półki. Zamieszanie zwiększała jeszcze gorliwa, lecz nieudolna pomoc dwu panienek, piętnastoletniej Józi i ośmioletniej Haneczki.
— Gdzie postawiłaś maszynkę do kawy? — zwróciła się matka do starszej.
— Zdaje się, że w kuchni.
— Jej się tylko zdaje! — Dałam ci do rąk przed chwilą. O czemże ty myślisz?
Istotnie Józia nie myślała o maszynce. Co chwila wyglądała przez okno.
— Chłopcy! chłopcy! — zawołała nagle Józia, wybiegając na ganek.
— Chłopcy! — zawtórowała Haneczka i pobiegła za nią.
I oni dojrzeli siostry. Zaczęli wymachiwać rękami, coś wołać. Z odległości dość znacznej dochodziły tylko same dźwięki, nie rozłupane na słowa; głuszył je szum Prutu.
Lecz i on został niebawem zgłuszony pieśnią:
Hej, śmiało, pierś naprzód, niech śpiewa, kto żyw,
Na sławę tej ziemi, tych lasów i niw,
W sokolim pochodzie przez sioła i grody,
Po starym w nich goszcząc zwyczaju.
Haneczka podskakiwała z radości i, trzymając się Józi, biegła naprzeciw braciom.
Rozstali się przed czterema godzinami na stacji Dora. Pan Nartowski, dyrektor gimnazjum, z żoną i córkami przyjechał do Worochty koleją, chłopcy zaś podążyli pieszo, i teraz dopiero przybywali.
— Co za kraj! co za okolica! Nie macie pojęcia — wołał młodszy brat, krępy, trochę niezgrabny Władzio, wymachując bukietem polnych kwiatów, urwanych po drodze dla sióstr i matki.
Roziskrzone niebieskie oczy dopowiadały to, czego nie potrafił inaczej wyrazić.
Starszy, Bronek, smukły, zręczny, milczał. Wyglądał prawie na dorosłego. Nad dziecinnemi jeszcze ustami puszczały mu się już ciemne wąsiki) nos w ostatnim roku bardzo zgrubiał, co go szpeciło, ale i napełniało cichą dumą — wolał być mniej ładnym, a wyglądać poważnie, po męsku. I pragnął już jak najprędzej pozbyć się piskliwego, chłopięcego głosu. Bo to przecież okropne. Dowodził drużyną skautów. Zdarza się, że komenderuje: Zmień — krok! albo: Biegiem — w bieg! a tu głos nie rzuca rozkazu, ale gdzieś się rozpierzcha, jakby uciekał — tchórzył! Na szczęście, zdarzało się to rzadko.
Bronek pragnął mieć wszystko najlepsze, tak samo buty, czapkę skautowską, jak stopień w klasie, więc go ten głos doprowadzał do rozpaczy, łagodzonej trochę tem, że inni chłopcy mieli podobny. Ale on właśnie chciał być pod każdym względem lepszym od innych.
I teraz, wśród śpiewu, uciął koguta, więc nagle spochmurniał.
Józia, wpatrzona w niego, jak w tęczę, nie zważała na zachwyty Władzia.
Okolica nie musiała być tak cudną, skoro Bronek milczał. To tylko, co on orzekł, było miarodajnem dla Józi. A nietylko dla niej: i dla Władzia i dla Haneczki, ba! dla całej klasy.
Ze zdaniem Władzia nikt jeszcze się nie liczył. Do niedawna lekceważono je nawet — bo mu jeszcze pamiętano, że w dzieciństwie bał się ciemnego pokoju i wody.
Matka obracała to w żart, przytaczając jego słowa:
— Ja się nieboję ani wilka, ani lewa! tylko białego motyla, sadzawki i muchy.
Ojciec nie pozwalał z tego żartować, tłómacząc, że Władzio zostanie tchórzem, jeśli przestanie się wstydzić swoich obaw...
... ciąg dlaszy poznacie już w książce...
Polecamy całą serię Przywrócić Pamięć <TUTAJ>
Polecamy również z tej kategorii:
Władysław Ryszard Kozłowski
28.00
Główna Kwatera Harcerzy ZHP
30.00
Nasi klienci, którzy kupili tę książkę, zamówili również:
Stanisław Sedlaczek
24.00
Harcerska Strażnica
24.00
GODZIEMBA Wydawnictwo
24.00